adam kadmon adam kadmon
114
BLOG

IDŹ . Interludium.

adam kadmon adam kadmon Kultura Obserwuj notkę 4


Witaj.

Nie będziesz do końca zadowolony z kształtu tych tekstów, zwłaszcza z INTERLUDIUM w cz. II.

 Dodam więc ,że jest tutaj podjęta próba " poezji prozaicznej " , jak na soft-turpistę , czy też neoturpistę przystało.

   Pozdrawiam , zdrowia i cierpliwości życząc.


           A. K.





         IDŹ



 

Idź w stronę swojej gwiazdy

nie spuszczaj z niej oczu.

Bądź wierny jak tylko wypowiedział

swe strofy Poeta.

Nigdy nie pomyl kierunków

bo zapłatą koszt słony.

Na przykład dyshonor

na przykład piekło sumienia.

Bądź podobny dawnym herosom

co nie mylili się nigdy

a nie było ich wielu

Pamiętaj o moralnym prawie

i niebie gwieździstym

nad głową.

To starczy

gdy otwarty umysł.

 

 

INTERLUDIUM

 

 

Jestem Aleksander ,

mam ukończone już lat  szesnaście,

co czyni mnie

w oczach Makedonów

młodym wojownikiem.

Właśnie nim się staję ,

w czas tej właśnie podróży

 na Peloponez.

Na wycieczkę

wybrałem się w towarzystwie

najlepszych falangitów ,

których tysiące

ma mój domniemany

ojciec - szkaradny ,

 jednooki niczym

 Polifem , wielki Filip .

Zdobywca. Babołak, skończony pijanica ,

awanturnik ,

któremu  udaje się wszystko

 jak dotąd osiągnąć.

 Mieczem , spiskiem intrygą , układem.

Mam tych kilkanaście wiosen ,

a jednak dostrzegam ,

że za długo żyję w posępnym

cieniu wielkiego Filipa ,

w cieniu , który już niebawem ,

rozciągnięty będzie na całą Helladę.

Po to mnie właśnie posłał on , złowrogi Filip.

Nie potrafię uwierzyć ,

żem  latrośl jego .

Ja jestem piękny , miły i uczony.

Najcnotliwszy 

z helleńskich mędców , sam Arystoteles -

wychowanek Platona -

moim przewodnikiem.

Uparcie dążącym , abym jako jego dzieło ,

stał się doskonałym.

Na razie z pokorą przyjmuję

 starania starego tyrana wszechwiedzy ;

ale ja nie o tym.

Poszliśmy do Aten , traktaty zawierać.

Budować przymierze , tworzyć jeszcze większą -

wielką Grecję.

Zjednoczoną , silną jak nigdy jeszcze ,

pod łaskawą dominacją króla Makedonów.

Po  drodze mijając nieśmiertelną Spartę ,

która murów nie ma obronnych.

Ich mur ostateczny, wyległ gromadą ,

w szeregach ciężkozbrojnych

zuchwałych hoplitów, radych

w ciała nasze swe pogrążyć ostrza.

Stali prości ,

nieruchomi jak skała, z której własnych

 zrzucają  

staruszków niepotrzebnych.

W słonecznych promieniach błyszczały puklerze ,

groty włóczni i białka  oczu

żołnierzy Lacedemonu.

 Cholera im w bok , niech-że sobie stoją ,

gapiąc się na nasze szyki. Przeszliśmy

przed ich  frontem  o kilka  stajów ,

niczym w defiladzie ;

nasze ostatnie szeregi , pokazały

 Spartiatom niemyte, gołe tyłki - 

na nich wypinając.

 Nie podjęli boju , gapiąc się bezsilnie ,

gdyśmy ich mijali , a trąby nam grały ,

flety , i dudniły bębny nasze wojenne.

 

     O wizycie w Atenach , nawet tu nie wspomnę.

Oddelegowana starszyzna nasza ,

poszła na narady z Areopagiem ,

zmuszając tych ludzi ,

by z wielkim niesmakiem widzieli ,

jak nasi  pochłaniają kratery wina ,

jeden za drugim ,

bez dolewania wody; na Bogów -

 dla nich barbarzyńcy

w  centrum kultury znanego

 im świata. Swoją drogą , kto normalny widział ,

by wino - dar boży -

bezwstydnie rozcieńczać ?

W imię , niby czego ?

W dodatku jeszcze  ,

jakiś  brudny staruszek ,

bezczelnie wylegujący się w beczce ,

w kącie Agory , obraził mnie szpetnie.

 Księcia tronu. To ma być kultura ?

Z niesmakiem wyszedłem poza bramy Aten.

Wziąwszy  dla towarzystwa kilku

zaufanych wojaków z falangi,

na podbój ruszyłem samego Olimpu ,

w odwiedziny nieśmiertelnych.

 Na sam szczyt , jak powiadają , dotąd  

obcy człowiekowi.

U  podnóża rozkazałem  czekać cierpliwie

moim towarzyszom ;

czas mieli wolny dla siebie ,

ja go znajdę w drodze na wierch ,

chmurami spowity.

Filip , znawca koni , ten przeklęty Filip  ,

jakoby mój surowy i odległy ojciec !

 Co mam począć - myślałem - aby mnie nie ubiegł ,

w moich osobistych planach , ambicjach ,

w ciekawości świata?

Na  szczyt się puściłem , po drodze

lub nawet -

z powrotem - ubijając jakieś stare ,

wyliniałe lwisko , wylazłe ze śmierdzącej ,

zapuszczonej groty.

 Był to dobry omen , na Logos ,

najlepszy ze znaków ! 

U celu wyprawy bogów nie widziałem ,

ni kryształowych pałaców ,

nigdy nie schnącego strumienia

 z nektarem ,

 ani garkuchni  wypełnionej ambrozją.

 Skała była goła ,

dzika, nieprzyjazna , zimna i upiorna.

Obca naszej wierze i jej ideałom.

  Mógłbym z satysfakcją  już zostać cynikiem

lecz szkoła cyników , nie powstała dotąd .

Ach , szkoda !

Wierny Parmenion , mój daimonion życzliwy ,

napisał mi w poczcie ,

że właśnie utłukłem -

ostatniego lwa naszej ekumeny ;

przyjmę to za pewnik.

Przecie ma wszędzie w Grecji uszy swe i oczy. 

 Tak , jak  uwierzyć winienem mej matce Olimpias ,

 wrogo nazywanej w Pelli czarownicą.

     W to, że poczęła mnie z bogiem

pod postacią węża ,

jak noc czarnego , przebiegłego  niezwykle.

 Wierzę, spoglądając na mordę Filipa?

Zaufać jej muszę ; nigdy jeszcze nie widziałem

 kobiety urodziwszej od niej :

mądrej , inteligentnej , obdarzonej

niezwykłą wnikliwością ,

nadzwyczajną charyzmą.

Tylko ona , w czasie odpowiednim ,

udzieliła mi nauk niezbędnych,

 jak sobie radzić i poczynać z kobietą.

Tak jest : muszę jej zaufać ,

bardziej niż komuś innemu.

 Zapewne w świecie szerokim ,

nieustannie szukał będę

 jej wiernego odbicia , w postaciach kobiet ,

które zechcę kiedyś zdobyć i posiąść.

 Tylko co z chłopcami ?

Dobrze wiem , że umrę . Kiedyś .

Mój los zapisany w przędzy Parek  tak  ,

jak losem bogów dysponują Mojry.

Lecz umrę nieśmiertelny ,

w pamięci pokoleń ,

niechaj sobie będą

kolejne potopy , zatraty narodów.

Zemrę  nieśmiertelny , zapisany w nazwach

niezliczonych miast ,

miejsc bitewnych i twierdz nieulękłych.

W pismach ludzi niepowszednich ,

w sztuce i ozdobach, a nawet w  przekazie

dla każdego  motłochu.

Tak postanowiłem, w w cieniu Góry stojąc  .

 

 

..........................................................................

 

 

Powiadali wyznawcy

pierwotnego chrystianizmu ,

że umarł  król bogów Zeus ,

gdy z portu w  Pireusie ,

ruszył nawiedzić Ateny

sam apostoł Paweł.

Wyzionął-był ducha bóg w dniu ,

w którym stanął przed ateńską tłuszczą

ów były celnik , obywatel Rzymu ,

by dość zawile , chociaż ekspresyjnie ,

wyłożyć  swoją prawdę o Dobrej Nowinie.

Na dowód tego, do dziś nakazują jechać na Kretę ,

gdzie w ustroniu odległym ,

tam gdzie dotąd jeszcze , nieczęsto zaglądają

głodni wrażeń turyści , spoczywa głaz wielki

o kształcie - jak wolisz- odwróconej misy ,

albo też kopuły.

Pod nią mają spoczywać aż po kres naszego świata ,

zwłoki martwego boga.   Ale ja nie o tym.

Fachowcy nam mówią , a wiedzą chyba ,

o czym , że bogowie w ich rozlicznych formach

i odmianach , istnieli

w  określonej czasem rzeczywistości ,

jak długo działała wiara,

autentyczna , nieskalana wątpliwościami ,

czy ateizmem , wojującą kontrą.

Powiadają antropologowie kultury o tym ,

że bogowie nie żywili się

ambrozją  i nektarem , ofiarami ,

dymami ołtarzy i inną celebrą lecz  zaufaniem

i zawierzeniem człowieka im - istotom wyższym.

Umarli , gdy kult stracił swój autentyzm ,

siłę skrytą  w duszy każdego człowieka.

Oczywiście , to mowa humanistów ,

więc alegoryczna ,

chociaż opisująca podstawowy

sens żywego wierzenia.

Na Morzu Egejskim ,

wśród tysiąca ostrowi

i niewielkch spłachetków ziemi ,

jest jedna, o której kiedyś wspomniał-był

Zygmunt Kubiak , erudyta nad erudytami -

w kraju nad Wisłą.

Nazwę zapomniałem , bom nigdy nie sądził,

że mi się przyda , a zapytać już dziś - nie ma kogo ,

bo pan Zygmunt umarł  dziesięć lat temu

jeżeli nie więcej

i nie musi oglądać Pogrzebu

na raty, niepodległej  Polski.

Otóż na tej wyspie , zupełnie małej ,

od zawsze zamieszkałej przez pokolenia

dzielnych rybaków i.. hotelarzy ,

mimo panującego , jak wszędzie w Grecji -

ortodoksji  chrześcijaństwa ,

z pokolenia na pokolenie , niejako odwiecznie  ,

opowiadają  o tym , jak Zeus ,

zmęczony niesnastkami wśród bogów,

przeniewierstwem większości rodzaju ludzkiego,

porzucił Olimp

i boskich towarzyszy , że o towarzyszkach nie wspomnę

i  człowieczą przybrawszy postać,

i ciało śmiertelne , osiadł w tym  wybranym miejscu.

Zostawszy poczciwym rybakiem,

wraz z innymi wypływał na łowiska,

dary morza odbierał ,

miał dom z ogrodem i gościnne ognisko.

Z czasem otoczony szacunkiem i miłością tubylców ,

zyskał autorytet i niemałe znaczenie.

Dla tamtych ludzi stał się kimś tak  ważnym

i uwielbianym , że pamięć o nim nigdy nie zginęła  ,

dożywając w tradycji

autochtonów- naszych cynicznych czasów ,

czasów internetu , podbojów kosmosu

i przeraźliwej pustki - w ogromnej rzeszy ludzkich -

zdawałoby się - bijących serc.

Jeśli nie zrozumiesz , to jest tekst o niczym.

adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura