adam kadmon adam kadmon
60
BLOG

Witryna Poetów nr 40

adam kadmon adam kadmon Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 To już czterdziesta , jubileuszowa. Chociaż zdarzyło się z samego początku opublikować tu  5-6 witrynek nienumerowanych.

 JUBILEUSZ  niezwykle dostojny ,że strach.


              L. J .   &   A. K.



DOROTA PŁOSZCZYŃSKA

 

W dzieciństwie

liczba gwiazd była stała
dziura w niebie
odwracała źródło

jutro wczoraj
pokrywało elegią
grzmiał szofar modły
wznosiłam cicho
z ust do ust

tak mijał przyklejony do szyby
świat pytań
za wcześnie na lunapark i za późno




    ALTER EGO



wielbiona

i wyklęta


fiszbinowe staniki

wielbiona


i wyklęta


odpycha i przyciąga


bosymi stopami udeptuje brud


krople bólu w skrawkach nieba


w pustej ramce okna sadzi korzeń


dorodny kawał szczęścia


zwilżany językiem

 

 

                      PISANIE WIERSZA


 

Wiersz powinien mieć akcję
która rozkręca  sceny
jak rozpędzony pociąg
kończący bieg
na środku jeziora

macanie lądu
jest monotonne

jeśli dodamy
ofiary  słonecznej burzy
zebrane na płótnie
z refleksem oleju

nad łupiną oka
zadziała  siła natury

winniśmy także
dopisać sobie  miłość
swawolną  wyuzdaną
w domyśle dziewiczą
z rozłożoną na akty

muzyką

na koniec (trzeba  przecież  skończyć  wiersz)

dziecko w nas kwili

donosi słowa do milczenia

rączkami  chwyta za krtań

dziewczynę    staruszkę

o jednym imieniu

 

 





                    FOTOGRAFIA  II

 

 

która wczoraj zmokła
rozpacz i zachwyt
pod klifami Albuferii

wśród skamielin
postać z siermiężnej przędzy
chroniczna przypadłość
pisania na piasku

chłód muszli
w soczewce obiektywu
na końcu światła

 

 


                           x x x x





wracaj
zapomniałeś biletu
to nic że w jedną stronę
odległość wytycza
kierunek
blanty leżą na stole
przepalony paciorek
wśród sampli i bitów
wzdycha do czarów

rozpięta  koszula
staje się sztandarem
za plecami przeczucie
tworzy coś na kształt cienia
ogromnieje powietrze
zastyga zmęczony życiorys
nawet sen się zestarzał
za plecami świtu
wracaj
jesteś oddechem
zapomniałeś chyba



                                                STROF   z  KRAKOWA  :   KRONIKI

 

 

               ZA SZYBĄ




jest taki wiersz
w którym czas trącony pamięcią
zapada się
gubiąc punkt ciężkości

kolory drażnią
szarość między bielą
a czernią
traci żywioł

jest taki wiersz
z ulicy wzięty
nieoczyszczony niemy
rysunek

uciekających drzew
lekko wydatna szczęka
dziecięcego zdziwienia
uśmiech rzucony na chybił trafił




***

Jesień i ceny tweedu skaczą allegro con brio.
Niebo, niegdyś niebieskie, jest ziemią niczyją.

Pod wełną cierpnie skóra; lęk jest bratem zimna.
Wzorem geometrii splot się w ciało wżyna.

Biją w siebie szarości rytmy. Lecz kroplówka
liści wsącza żółć w skórę i w końcu coś ugra.

Cierpnie skóra i żółknie. Zapis doświadczenia
czytelny i zbędny. Noc się w szron utlenia.

(W teatrze zaś w powietrzu wisi głód popcornu.
Czarne porno odkłania się białemu pornu.

Białe porno się kłania rozmowom o sztuce.
– Tak pięknie się pan smuci! – Tak pięknie się smucę!).

Poeci rozedrgani znacznie nowocześniej
piszą niż pisali tu jesieni zeszłej.

Lecz w nocy już nie krzyczą. Lub przynajmniej z rzadka.
Noc się dusi w skrzypiących, nadpróchniałych klatkach.

Psy grzeją łapy zmarzłe przy włazie kanału.
Powolność idzie szybko, a skorość pomału.

Świat się kuli w pozłocie, przejęty ciężarem.
Ciemne toczą się wody pod świętym Michałem.

Mokną zmięte od mroku sukienki; słup światła
śledzi miłość, co właśnie zginęła, przepadła.

Jesień wśród zjaw; to było i przyszło od nowa.
Święty Michał Archanioł w kamieniu twarz chowa.



Elementarz




Mrok. Światło. Obie te formy
naraz. Ziemski żywot
w wynajętym pokoju. Skromny
dług i przyczynek. Miłość

otwiera okno i wtenczas
świta. Jeśli więc nadzieja
przychodzi, to długo pamięta,
czego i jak nam udziela.

Wytchnienie, gdy ogród
zamyka się w sferze
ciepła i na powrót
jest rajem. Na przedzie,

nim słońce wzeszło, księżyc.
Jego chłód w obrocie
nie zmienia się. Więc strzeżmy
tego, co jasne, ciepłe.

Wszystkiego żywota
łaskawość dotyka
ran, słabizn, istoty
łez na białych policzkach.

Jesień. Tafla wody
cięta przez łódź ostrą.
Wzrok się zapala. Wtedy
odmyka się widnokrąg

spopielony na nice.
Traw szarość parzy palce.
Zapalona gromnica.
Stojący blask nad chmur tańcem.  


 

4 listopada 2016 r.



adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura