Jak po persku rzec jej „ukochana”.
Najpieściwszym słowem „całowanie”.
Tylko oczy płoną rubinowo.
Pocałunek nie ma żadnej nazwy.
Przecie to nie napis na mogile.
I zostaje na ustach za chwilę.
Poznasz miłość w radości i w męce.
Tu przysięga nigdy nie wystarcza.
Co zerwały z twarzy miłej czarczaf”.
Pani pamięta —
tak, na pewno pani pamięta,
jak stałem milcząc,
O ścianę oparty,
pani wzburzona była i przejęta,
i słów mi nie szczędziła
złych i twardych.
Pani mówiła,
że rozstać się musimy,
że dosyć ma już
udręk tych i szaleństw,
że jej pisane zająć się czymś innym,
rozsądnym,
mnie zaś —
w dół się toczyć dalej.
Kochana!
Nie kochała mnie już pani.
I nie wiedziała, że w przechodniów tłoku
byłem jak szkapa zagoniona w pianie,
z ostrogą jeźdźca bezwzględnego w boku.
I nie wiedziała,
że w tę kurzawicę,
w tę burzę chybocącą światłem,
dlatego tak się dręczę, że nie widzę,
dokąd nas pędzi zdarzeń fatum
Nie dojrzysz przecie twarzy
twarzą w twarz.
Wielkie — z dystansu się dostrzega.
Gdy huczy fala, trzaska maszt,
oglądać się za ocaleniem trzeba.
Ziemia — to statek!
Lecz ktoś raptem
po nowe życie, nową chwałę
odważnie posterował statkiem
wprost w oko burzy rozszalałej.
Któż z nas na deskach roztańczonych
nie padał, nie miał mdłości, nie złorzeczył?
Rzadko się trafiał doświadczony,
który zawrotu głowy nie czuł.
Wtedy,
wśród wrzawy i zamętu,
od miotającej się hołoty
uciekłem na sam dół okrętu,
żeby nie patrzeć na wymioty.
A był ten dół
rosyjską knajpą,
gdzie jam, nad szklanką nachylony,
chciał na dno iść nie z całą łajbą,
lecz sam,
pijany,
wyzwolony.
Kochana!
wiem, dręczyłem panią,
widziałem w oczach
żal i melancholię,
że trwonię się na zgrywę tanią
skandale oraz alkohole.
Lecz nie widziałaś,
że w tę kurzawicę,
w tę burzę chybocącą światłem,
dlatego tak się dręczę, że nie widzę,
dokąd nas pędzi zdarzeń fatum…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Czas mija.
Nie jesteśmy tacy młodzi.
Inaczej czuję i nie to mam głowie.
Wołam w płynącej gładszym nurtem łodzi:
Chwała i sława sternikowi!
Czułe uczucie
dzisiaj w sercu pieszczę.
Pamiętam pani smutek i znużenie…
więc teraz oto
zawiadomić spieszę.
Nie patrz na mnie z takim wyrzutem
Sergiusz Jesienin
Nie patrz na mnie z takim wyrzutem,
bo choć wzgardę moją dostrzegłaś,
Lubię oczy twe mgłą zasnute
I wykrętną twoją uległość.
Zdajesz mi się wręcz rozpostartą,
Lecz zobaczyć bierze mnie chętka,
Jak lisica, udając martwą,
Nieostrożne chwyta pisklęta.
No, cóż, chwytaj, ja się nie boję,
Czy twój zapał jednak nie zgaśnie?
Wiedz, o serce wyziębłe moje
Już się takie potknęły właśnie.
Kocham przecież nie ciebie, miła,
Jesteś echem, jesteś odbiciem,
W tobie inna mi się wyśniła,
Co ma oczy całe w błękicie.
Może nawet nie jest łaskawa
I na pozór może jest chłodna,
Lecz jej godny chód i postawa
Poruszyły mi serce do dna.
Taką trudno jest otumanić,
Do niej zawsze pójdę z ochotą,
A ty nawet nie zdołasz zranić
Zakłamaną swoją pieszczotą.
Lecz ci wyznam prawdę zawiłą,
Chociaż takem cię upokorzył:
Gdyby piekła i raju nie było,
Człowiek sam by je sobie stworzył.
Przełożył
Jan Brzechwa