Już przed południem , znalezienie miejsca parkingowego jest dla nas wyzwaniem. Udaje się dopiero po kilku rundkach między przecznicami prowadzącymi nieodmiennie do nadmorskiej promenady.
Nie widać tu końca sezonu : tłum przelewa się w każdą stronę, otwarta większość knajpek , kafeterii, cukierenek, sklepików z pamiątkami. Mnogość ludzi w każdej kategorii wiekowej. Błękit gładkiego morza łączy się z jasnoszafirem nieba ; oba prezentują ideał. Niby jest tłok lecz nie wyczuwa się żadnego pośpiechu , nikt nie pcha się , nie pędzi , nikogo nie pogania. Jest sielsko. Niewiarygodnie pogodnie. Swojsko. Para młodych idzie od ołtarza w kierunku brzegu , rzucam im życzenia wszystkiego dobrego, poczym wskazując na morze, dodaję : - I MORZA MIŁOŚCI ! - Są zaskoczeni , ale reagują bardzo spontanicznie, przyjaźnie. To jest nadal POLSKA.
Andrzej i ja : odwieczni przyjaciele : on z gwarnej , nerwowej Warszawy , ja z Pomorza Środkowego, gdześ w dorzeczu Parsęty.Wiążą nas wspólne wspomnienia, przeżycia , dawne ideały poprostowane na drodze egzystencji. Znamy się od zawsze - od wspólnie przeżytego CZARNOBYLA.
Znajdujemy kameralną kafeterię , pijemy kawę , rozmawiamy leniwie, po chwili pogrążąmy się w swoich refleksjach , podejmujemy od nowa wczorajszą dysputę o poezji ; mówię mu o podmiocie lirycznym kreowanym przez poetę, niekoniecznie tożsamym z osobą poety. Nicujemy się intelektualnie, przekornie, budujemy figury retoryczne, bawiące nas wzajem , milczymy , spoglądając w szafir morza, podziwiamy grupkę morsów, wśród której wiodą rej odważnie niewiasty. Powietrzem oddychamy , jak nigdy w sezonie. Terapią przestrzenią i morskim horyzontem Zero czegokolwiek ; żadnej łodzi , statku, żagla , patrolowca. Błogosławieństwo oczyszczonego żywiołu.
Luz, luz... Chwilo trwaj.
Komentarze