adam kadmon adam kadmon
272
BLOG

Witryna Poetów nr 24

adam kadmon adam kadmon Kultura Obserwuj notkę 5

 


 

Jesień mamy w pełni ! Oddychamy jej atmosferą ; zimnymi nocami , chłodem mglistych poranków, ostatnimi ciepłymi promieniami. Ostatnimi błękitami nieba , ale i szarugą. Bliskość końca roku , coraz bliższą się staje . Upływ czasu . Czy doskwiera ?

Ostatkiem nadziei wierzyć chcemy , że nasz klimat nie sprzyja napierającej , obcoplemiennej SZARAŃCZY.

W tej edycji nie ma charakterystyk przedstawianych Poetów. Zawsze przecież można dopytać .


 


 

                                       LUDMIŁA JANUSEWICZ


 


 

                                                 JOHNY WALKIER


 


 

Stał i czekał. Czekał już któryś dzień z rzędu.


Wczoraj padało. Powinna się pojawić.


Tyle razy czekał na nią.


Ona pojawiała się jak zawsze piękna i znikała, nie mógł


przewidzieć, jak długo zabawi.


Za każdym razem podejmował swój trud, jego obsesją


było zobaczyć świat z góry.


Nie wiadomo skąd mu to przyszło do głowy, ale odkąd


pamiętał, chciał się wspiąć na sam jej szczyt.


Ile razy próbował tego dokonać, tyle razy przedsięwzięcie


to kończyło się niepowodzeniem.


Z początku myślał, że to wina koloru łuku po którym się


wspinał, doszedł jednak do wniosku, że nie miało to


znaczenia.


Wszyscy wokoło wiedzieli o jego pasji, miał nawet


 


przezwisko, z początku wstydził się tego, później zaczął


być z tego powodu popularny i przyjaźń z nim, z Johnem


Walkerem zaczęła być w cenie.


Nie rozumiał swego przydomku, imieniem tym ochrzcił


go stary delfin.


Nie mógł dociec dlaczego konik morski miałby nosić taką


ksywkę, na pytania zadawane ojcu chrzestnemu słyszał


niezmiennie: - To imię do ciebie pasuje.


Stał i czekał.


Wreszcie ukazała się wspaniała i piękna.


 


Odczekał chwilę i zaczął się wspinać


 


 

                               SPACER NAD MORZEM - UCIERANIE PIASKU

 

 

Na niebie białe chmurki


pół nieba jasne i prześwietlone


drugie pół usłane gęstymi chmurami


wyściełającymi całą płaszczyznę


mięsistą masą


 

W oddali ciemniejsza o ton barwa


od jasnej szarości gołębiej


do miękkiego grafitu

 

Wiatr rozkołysał morze


 

W ciepłe bezwietrzne dni


białą pianę widuje się jedynie na brzegu


gdy fala wytraca pęd


a rozpędzone krople wody następują na siebie


kłębią się i pienią


Fala staje się na moment puszysta


za chwilę znika cofając się

 

Ten ciągły ruch


to nieustanne zamieszanie


następowanie kropli na siebie


to pracowite przesuwanie piasku


powoduje


że staje się on coraz bardziej okrągły i


coraz bardziej delikatny


 

Morze pracowicie uciera piasek


przenosi go


zabiera z powrotem


jak skąpiec który przypadkiem odkrył


przed nami swoje karby


porywa żółte ziarenka piasku


wyścieła nimi dno


 

W taki dzień


widać białą pianę daleko od brzegu


to wiatr tworzy mgiełkę wody


unosi ją


napowietrza


i spienia


 

Woda opada na grzbiet fali


a tam z powrotem wiatr swoim podmuchem


unosi ją jeszcze raz


i jeszcze raz


 

Fala potulnie zdąża do brzegu


dopiero na plaży wyładowuje swój gniew


pieniąc się i szumiąc


 


 


 

                                    DYTYRAMB NA CZEŚĆ ELEKTRYCZNOŚCI


 


 

Podobno


nasze myślenie i odczuwanie


to określony stan napięcia


elektrycznego

Kolory


to fale świetlne o określonej długości


a zapas sił witalnych równa się


ładunkowi elektrycznemu

Ale i tak wokół nas więcej


nieograniczonego


niż przewidział pan


Newton

 

                                                       *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                                             RENA STARSKA

 

 

 

                                                               Duszno od bezmiłości                  

 

 

 

       kochanie


siedzę tak sobie i rozmyślam


rzeka wciąż łzami mokra


powiedz mi jak no jak


pozbierać się mam


przestrzeń wypełniłeś szczelnie


wyparłeś nawet tlen a oddech


spłycony nierówny i duszno


od nadmiaru bezmiłości


umierają nawet ptaki


jak żyć mam kochanie no jak


wciąż płynę rzeką a łzy


one są bez wartości


monety szczęścia


na wyspie której nigdy


i nigdzie nie było


szepcze wiatr w poskręcanych


konarach smutkiem rozpostartym


żaglem łodzi nieistniejącej


duszno od bezmiłości


ptaki trzepocą skrzydłami


zastyga pełnia księżyca


konam kochanie

 

 

C) Rena Starska, 26/09/2015

 


 


 


 

                                                    STROF - POETA KRAKOWSKI


 


 


 


 

                         Zabawki


 


 

                                      Anatomia


 



Wolno słońce przetacza godziny południa; czerwiec


dogasa w wilgotnym dole wybranym, by założyć


jakieś fundamenty, i dopiero noc, nastając, przerwie


udręczone syczenie wapna, ukośny lot pszczoły.



Dając w zamian rzeczy czemu innemu właściwe:


żar tytoniu wchodzący w mięśnie fantastycznych zwierząt,


które, zbudowane z dymu, żyją krótko i nieprawdziwie

,
I, jeśli czegoś w ogóle, to siebie samych – jako i my – strzegą.

 


 


                                   Liczone na palcach


 


 



Tyle lat temu... Liczone na palcach


przedmioty sporu,


w sytuacji, gdy tańcząc


jakiś pogański bóg To z


 

boginią Owo


spotykają się w ogrodach na schadzce i płodzą


kolejnego potomka.


 


Jedna świata połowa


w deszczu; druga zaś tymczasem półkula


otwiera się, przechodząc przez filtr lasu jak przez ocean, i nasiąka


wilgotnym granatem

.
W dłoniach świat cały jak owoc


roztapia się i formuje,


chciałoby się wierzyć, na nowo,


znalazłszy potwierdzenie swych reguł w wyjątkach.


 


                                   Zabawki


 



W tamtym pokoju, gdzie do dziś jeszcze czerwień


dywanu parzy na stopach dziecka delikatną skórę,


trzeba mieć zawsze tych kilka godzin w rezerwie,


by wyprowadzić natarcie, poprawiając kaburę ,



choć pas z dermy się zgubił. Colt również. Trzeba będzie strzelać


z patyka, a tak dobrze na masie perłowej


leżał palec. Wiadomo, gubić się to przejaw


dorosłości. Cudzy, nigdy nasz, los jest jak przypowieść.



Gdyśmy przy tym: na półkach w broszurze wydane


przypadki Tecumseha obok Ammonitów


losu – dziwne zrządzenie ręki. Pod kolekcją szklanek


leżą wyniki badań z recytatywem „nie wykryto”.



(W barku, który otworzysz, jeśli klucz przekręcisz


w odwrotną stronę, słowacki rum i jemna, również syfon


pozbawiony nabojów, bezbronny i senny,


na podobieństwo pamięci samotnie wysycha).

Lato ciemnieje. Biurkiem idą ruskie,


w radiu za ścianą gra „Moskwa z melodią


i piosenką”. Cień cebul kołuje nad wózkiem


bez resorów i wwierca się w skaj jak płacz niemowląt.



Jest tu i czarny kredens – dyliżans z Zachodu,


z którego ze śliwkami skrzynki nie zabrano


przez nieuwagę lub z innego zupełnie powodu


zostawiono do podziału kowbojom i Indianom.



Rośnie wycięta lipa, brzęczą pszczoły całkiem


nieświadome swojego nieistnienia. Potem


przejeżdża na wstecznym auto lub dwa. I cisza. Czarne strzałki


jaskółek zwiastują minioną w zeszłym wieku słotę.



A po kwadransie jesień; półmrok się zakrada


w każdą szparę w podłodze albo właśnie stamtąd


dobywa się ta mgła zawiązująca nam oczy, gdy rusza defilada


kariatyd tracących głowę pod kolejową rampą


 


                                                      Przyczyna


 



Gdzie pies kulawy łasi się do cienia


(rzeka wyrasta tuż obok i płynie


ku widmom wiosek nieznanych z imienia,


ale świadczących o pierwszej przyczynie),



w ciszy się toczą kamyki i asfalt


kończy swój szary żywot przy wzniesieniu,


którego akt strzelisty skrywa nazwa


bardziej przyziemna; i nie wiedzieć czemu



owijasz głowę tym lnianym pejzażem


i nieść się dajesz zmierzchającym żaglom.


Na wielkiej szali ciężar twój odważy


cisza, co uczy być z dala i pragnąć.

 

 

 

 

                                         ADAM  KADMON

 

 

 

* * * * *

 

Niczym  konia ze stajni

Nie potrafię wyprowadzać

Swojej własnej narracji

Krzyczy

Wierzga

Uzdę szarpie

Czuję jak opada w obłęd

Potykając się o banał

Kolejnego progu

Sprawność

Nie czyni mistrza .

 

 

 

                                        Co będzie za moment

 

 

W tym wieku powinien

być śledzony czas

Napływ imigrantów w TĘ

ziemię

Popkultura zmieniająca

cywilizację w dom

bezdusznych  lalek

światła najgłośniejszych

ramp

gdzie wielu mądrych

ludzi  wyczynia ku uciesze

gawiedzi

frywolne

intelektualne fikołki

Koniec naszego świata

ma gębę krwawego

błazna w cudacznym

zawoju tolerancji

wobec błazeńskiej

kreacji

 

 

 

                  DYSFUNKCJA

 

       W tej łodzi nie popłynę zbyt długo,

chociaż dno i pokład suchy.

Niby płynie , toczona prze fale.

lecz nie posuwa się wcale.

Wiatr zaklęciom załogantów 

                            głuchy .

To jest życie , a nie pila ludo. *

 

 

  * łac. - gra w piłkę.

 

 


 


 

                                         NA  DESER

 

 

                             Krzysztof Gąsiorowski ( 1935 - 2012  )

                              Orientacja poetycka  HYBRYDY

 

 

 

                                       Po całym mieszkaniu...

 

Po całym mieszkaniu, po

sufitach i po ścianach

nocami spaceruje

moja stara,

naga

maszyna do pisania

i wystukuje urywane zdania:

nieposkromiony żal...

samotność nie do pokonania...

ironia przemijania...

I są to tylko słowa.

Słowa. Tylko że o takich słowach

ludzie pisują długie

i smutne powieści

o jedynym, ostatnim życiu oraz

o niezliczonej śmierci.

(1975)



 

                                      Abym

 

Abym – zdążył

 

wysupłał się

z zobowiązań, przebrnął zaległości, dopisał,

skrócił, wyrzucił

poczęte książki, zaciągnął nowe

długi i miłostki,


 

przemyślał kilka podejrzeń

co do istoty rzeczy, przypomniał sobie

przeszłe, a nawet przebiegłe kobiety...


 

- musiałbym chyba być bożą trzodą

ośmiornic,


 

którym obcy jest Grzech Pierworodny,

grzech osobności i skończoności;


 

które nie śpią, nie jedzą;

za to, popijają morze i niestrudzenie

kartkują falę za falą.

(2005)


 


 


 


 

                                   ***

Jeszcze przed świtaniem,

oby cichutko, aby nie zbudzić

dzieci i utyskiwań żony,


 

nie płosząc wiernego krzesła,

co dotąd czekało przy biurku,

aż zdrzemnęło się w drzewie,


 

wstać i podejść do okna i

dotknąć ciemności.


 

A potem zawrócić do lustra

i zobaczyć w nim – tę pustą noc,

i pokój, i w jego ciemnych oknach

za sobą jarzące się

światełko.


 

I tak stać, nieruchomo,

jeszcze przez chwilę,

niemal wierząc,

że lustro się zabliźni.

(2001)


 


 

                      Językoznawstwo na poziomie elementarnym


 

Zaprawdę, powiadam Wam, tam

w dzieciństwie, a nawet w młodości, wśród

przymiotników i przysłówków niema jeszcze

rzeczy i ludzi.


 

Z widnokręgu rodziców, których zobaczymy

najpóźniej, wyłaniają się – rodzą się w bólach

rzeczowniki: laska ze srebrną gałką – czyli ciotka,

ołówek i okulary z nauczyciela, Tadzik to piłka,

Agatka – płacz z piegami...


 

Z czasem wszystko staje się coraz mniej

niewinne. Świat zaczyna poruszać się. Czasowniki.

Goni nas miejscowy osiłek. Adiunkt zezuje.


 

Krystyna stale się spóźnia. Pomińmy, dyszącą,

podstarzałą, stale podpitą Wandę, z jej rozpalonym

do białości brzuchem i jej czasownik.


 

Bardzo, bardzo mozolnie lepimy

coś sensownego z tych części mowy. Toporny

Golem wciąż sprząta nasze podwórko, donosi

wodę i bywa, z braku kogoś lepszego – kochany...


 

Któregoś dnia cały ten wszechświat

nagle się zapada. Wracają do słownika,

który był na początku – nasze miłości,

małżeństwa, dyplomy, ordery, choroby,

lęki i urazy. I odzyskują porządek

alfabetyczny.


 

Idziesz potem zatłoczoną ulicą, rozglądasz się,

patrzysz na pomijających cię ludzi...I zagarniają cię

nieodparte abstrakcje: odraza, litość i współczucie.

(2001)


 


 

                                Marksistowska teoria literatury[2]

 

Czyta Rilkego, miotając się

w bezsilnej zazdrości. Tego mu brakowało.

Ten Rilke. Mogący już milczeć

Mężczyzna po czterdziestce. Kiedy to

- co wiedzą kobiety – aby być, być należy

bogatym i sławnym. Ba!


 

Schludny, zadbany, o nienagannych manierach

(nie musi, jak Cyprian N., codziennie prać jedynych

białych rękawiczek), wyniosły egotyk, pomiędzy

posilnym śniadaniem a wystawną kolacją przy

świecach spacerujący całymi godzinami

po morskim wybrzeżu, gdzie zamieszkiwał w wieży,

nie płacąc czynszu, nasłuchujący

w ciszach, które otwierają skwir mew

- czy ktoś doń nie zawoła z ordynków anielskich…


 

Czyta Rilkego, myśląc

jednocześnie o tych nieszczęsnych szaleńcach,

co w rozprężeniu zmysłów: narkotyki, alkohol,

kobiety, piękne choroby…, pod przewodem gruźlicy

i kiły, w halucynacjach z głodu, bezdomnych

(„…gdy zmierzch zapada, przez otwarte okna słychać,

Jak kolację jedzą obcy ludzie… – próbują dotrzeć tam,

gdzie ryb niemota uzyskuje brzmienie

niektórych fragmentów z Norwida, poety który wierzył,

że wierszami zasłuży i zarobi na życie,

no i był umarł w przytułku, a to nas już wzrusza,

no i nic nie kosztuje.

 

 

1] Wiem, co mówię, bo właśnie skończyłem książkę (pisaną w ramach studiów doktoranckich) „Krzysztof Gąsiorowski – biografia sensu. Poezja poza interpretacyjnymi oczywistościami” (szukam dobrego  wydawcy!) i przekopałem się przez Orientację i jej nienapisaną historię.

[2] Wiersz z płyty Kanon (2008) nieobecny we wcześniejszych tomikach więc trudno ustalić w tej chwili datę jego powstania czy pierwodruku.


 

 

 

 



 

adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura