Powiada, że to dziś jest czas przywódców , a nie rzemieślników , jakby w rzemiośle było coś nagannego. Zaraz dodaje ,że pani Szydło nie ma odpowiedniego kalibru , bo jest tylko zdolną organizatorką. Aha, no i nie posiada charyzmy właściwej artystom władzy, albowiem czas artystów u steru nawy - też sobie nadszedł.
Jest niewielu ludzi powiązanych szczególnymi związkami z PiS-em i jego prezesem. Tych cenić i szanować trzeba , jako sól ziemi naszej i poważać należy. Do nich zalicza się pani profesor Jadwiga Staniszkis , której opinie , diagnozy i analizy bywały najzwyczajniej trafne, chociaż nie zawsze trafione.
Stąd też moje zdziwienie ; nie wbija się noża w plecy kandydatce do urzędu premiera RP z desygnacji prezesa , którego się wielbi , szanuje i głosi geniuszem epoki. Jeżeli to nie jest starcze jaźni rozdwojenie , to mamy w pełnej krasie - popis dwulicowości. Tak politycznej , jak i etycznej. Przecież takich rzeczy nie czyni się w trakcie rozkręcanej i nabierającej tempa - kampanii wyborczej.
Pani profesor , nie uchodzi, nie godzi się, nie wypada . To pani tak sprawę stawia, jakby chciała i parła do kresu autokreatywnych doradców z najwyższej półki , działając przemożnie na obraz i podobieństwo diabełka z pudełka.
O czym ja tu gadam ? Ano o tym ,że to już pani drugie w ciągu kilku dni , wystąpienie publiczne , deprecjonujące bieżącą politykę Jarosława Kaczyńskiego . Czy mamy jak na widelcu , obraz moralnego szantażu wobec Beaty Szydło ? - Albo mnie weźmiesz na swego iluminowanego doradcę, albo dowiodę , że jesteś równie mierna co ta Kopacz . I gadasz kopaczowym językiem.- Jeszcze tego nie wiem , ale dowiem się na bank , a co zatem - także inni.
Pani Staniszkis zdaje się nie rozumieć ,że nadszedł w PiS-ie czas wymiany pokoleniowej , co jest słuszne, potrzebne , zbawienne i pożądane , jeśli ta partia zamierza coś rzeczywiście istotnego ugrać dla Polski. Naszej Polski. Nie rozumie, czy nie chce ?
Tu , na zakończenie felietoniku , godzi się przypomnieć że nie tak znów dawno temu , z nadania SLD powstał sobie rząd Belki. Był to rząd belki systemu, co dowiodły niebawem , ośmiorniczki na winie - wśród przyjaciół Sowy. On-że Belka wdrapawszy się na ambonę sejmową, krzyczał grubiańsko i nieparlamentarnie na panią profesor Z. Gilowską , deprecjonując jej profesorskie kompetencje , a o budżet poszło. Niebawem rząd belkowy z eseldowskiego nadania , popłynął w rejony galaktyki tak odległej matecznikowi ,że aż zrobiło się śmieszno , a może i gorzej. Zasię wzmiankowana Z.Gilowska krzyczała z aplauzem , miłością i ochotą w głosie do D. F. Tuska :
- Donald , bracie ! ! - by niebawem zostać podporą ekonomiczną prezesa.
W polityce polskiej nie ma rzeczy niemożliwych , chociaż jakkolwiek patrzeć, niemożliwszym plus - jest PSL , z Piechocińskim w opałach.
Komentarze