Jest w filmie Aleksandra Forda , sekwencja scen pokazujących drogę dobrego rycerza Juranda , na zamek bandyckiego komtura, który Danuśkę był porwał. Szlak wiedzie przez ziemię spaloną , splugawioną , z szubienicami i ptactwem posępnym. Całość zdominowana przez mrok , niczym w Mordorze, wiele lat potem. To obraz podporządkowany propagandzie gomułkowskiej , daleki od prawdy. Państwo krzyżackie rozwijało się bowiem osadniczo , ekonomicznie , od XIV wieku następował rozwój miast , lokowanych na prawie chełmińskim ,albo niemieckim , przy czym urbanizacja państwa w części zachodniej i środkowej , zdecydowanie wyprzedzała ten proces w sąsiedniej Polsce. Nieco inaczej było w Prusach Wschodnich , ciągle zagrożonych litewskimi wypadami. Wzrost liczby ludności , miast i wsi, oczynszowanie chłopstwa , pociągały za sobą zwiększające się zapotrzebowanie na produkty rzemieślnicze, intensyfikowały wymianę handlową , czmu sprzyjała polityka centralistyczna kolejnych wielkich mistrzów i ośrodków biskupich. Liszki , tzn. osady i podgrodzia ewoluowały , w dobrze zorganizowane miasta, w których oprócz piwa i miodów , spożywano także wino. Miejscowe , pomorskie , którym początek dały plantacje zakonne , tworzone zarówno przez zakony męskie , jak i żeńskie. Klimat nie przeszkadzał, ciężkie gliniaste gleby sprzyjały. Rozwój krzyżackiego winiarstwa stanowił na tyle ważną gałąż gospodarstwa państwowego ,że w ramach niszczenia ekonomiki nieprzyjaciela , po bitwach pod Grunwaldem i Koronowem , nakazał Jagiełło całkowite spalenie winnic Zakonu. Zadanie to zlecono zaprzyjażnionym husytom , zaproszonym na wojnę z Krzyżakami. A ci wykonali to chętnie pamiętając ,że cesarz Zygmunt Luksemburczyk , szczerym był sojusznikiem Zakonu NMP Domu Niemieckiego. Wobec ciągnących się latami , negocjacjami między Krakowem a cesarską Pragą , nasi husyci nie mieli dokąd wracać ,zatem
ofiarowano im tereny , które nieco wcześniej zniszczyli. Ślady osadnictwa czeskiego na Pomorzu , wciąż są widoczne. Bardzo blisko mnie istnieje sobie miejscowość Czechy , w której husyci założyli hutę szkła. Nazwa przetrwała do dziś , mimo panowania Prusaków.
Ale ja nie otym.
Ponad dwa lata temu ,zafrapowały mnie wydarzenia , towarzyszące odrodzeniu naszego , polskiego winiarstwa. PRL nie była państwem sprzyjającym rodzimemu winu , zaś tradycje wyniesione z Międzywojnia , przepadły wraz depozytariuszami wiedzy i umiejętności. Przecież chodziło o ludzi z Kresów Wschodnich. Pozostały na terenie Ziem Odzyskanych ogniska dawnych nasadzeń , endemiczne, karłowate , stare,którymi zajmowało się grono pasjonatów. Na Kaszubach , Kociewiu ,obserwowałem też ambitną próbę rewitalizacji lokalnej winorośli w Połczynie Zdroju i tamecznych okolicach. Nie znam dziś efektów lecz po dziesięcioleciach siermiężnego , samotnego bytowania w ogrodowych foliach i na pracowniczych działkach , polskie winiarstwo wynurza się z cienia obojętności , niechęci i jawnej wrogości państwa. III RP łaskawie wyraziła zgodę na tworzenie dochodowych plantacji , pod warunkiem , że przy każdej , nawet kilkunastoarowej , będzie stosowny skład celny i profesjolane laboratorium. Chcesz sprzedawać wino , inwestuj w dobrodzieja , w państwo.
Na dobrą sprawę nie wiem , ile jest w kraju profesjonalnych winnic. Liczy się jednak wszystkie zarejestrowane , a tych jest w rejestrze ARR - 126, chociaż dziś szcuje się liczbę wszystkich na ponad 700. Obejmują ziemie Lubelszczyzny , Małopolski , Dolnego Śląska , Opolszczyzny , Lubuskiego i Pomorza Zach. Wciąż przybywa nowych inwestycji i nasadzeń. Warunki mamy zbliżone do tych reńskich , skąd z resztą , pochodzą konsultanci i doradcy , służący naszym pasjonatom pomocą i fachowym wsparciem. Najczęściej za Bóg zapłać. W drugiej części napiszę o dumie i chlubie Pomorza Zachodniego.